Blog

Nasze Wielkie Kreteńskie Wesele

W lipcu ubiegłego roku mieliśmy okazję bawić się na prawdziwym Kreteńskim weselu. To była dla nas wielka niespodzianka i bardzo ciekawe przeżycie. Do tej pory słyszeliśmy jedynie opowieści o uroczystościach związanych ze ślubem w Grecji. Mogliśmy sobie to zwizualizować w myślach, niemniej jednak opowieści i wizualizacje to nie to samo co bycie uczestnikiem tak niesamowitego wydarzenia.

Na wesele trafiliśmy zupełnie nieoczekiwanie, nasz przyjaciel poprosił nas byśmy byli w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej godzinie. Szkoda, że nie wspomniał co to będzie za niespodzianka, ponieważ gdy dotarliśmy na umówione miejsce zdecydowanie nasz ubiór, nie  współgrał z ubiorem pozostałych gości. Jak się później okazało, niepotrzebnie się tym przejmowaliśmy, ponieważ zarówno młodzi jak i pozostali goście przyjęli nas istnie po Kreteńsku.

Podjechaliśmy na gigantyczny parking znajdujący się kilka kilometrów od Agia Mariny, gdzie parkingowi sprawnie wskazywali miejsca do parkowania i już po chwili uzmysłowiliśmy sobie, że to będzie naprawdę tłoczne widowisko. 

Sala weselna – a raczej miejsce gdzie miało odbywać się wesele to wielki ogród z mnóstwem kolorowych kwiatów, z podświetlonymi fontannami, małymi basenami i dużą sceną. Sprawnie zostaliśmy poprowadzeni do stolika, który znajdował się przy samej scenie, na której biegała gromadka rozbrykanych dzieci.

 

Na stole oczekiwała na nas przystawka w postaci sera graviera polanego miodem tymiankowym, pieczywo, oraz napoje: woda, domowe wino i tsikoudia czyli raki.

Po krótkiej chwili kelnerzy zaczęli roznosić gorące półmiski jagnięciny, pojawiła się również sałatka kreteńska czyli w wielkim skrócie taka sałatka grecka, w której zamiast fety znajduje się przepyszny ser mizithra, małe sucharki i przyprawy, które są dostępne jedynie na Krecie. 

 

Warto wspomnieć, że cały czas przybywali nowi goście, a stołów cieżko by się doliczyć. Teraz wiem, że na przyjęciu weselnym było ponad 500 osób! 

Gdy już opróżniono pierwsze butelki wina, przekąszono przystawki oraz jagnięcinę – w głośnikach rozbrzmiał John Bon Jovi i piosenka „It’s my life” w rytm której na scenę weszła para młoda ze świadkami. Przyznam szczerze, że byłem nieco zdziwiony – gdyż wyobrażałem sobie grecką muzykę i jakieś tradycyjne przywitanie młodych.

Oklaski nie milkły, a młodzi po oficjalnym przywitaniu gości, wzajemnie nakarmili się specjalnie przygotowanym deserem i odtańczyli swój pierwszy taniec. Następnie był czas na składanie życzeń – trzeba sobie wyobrazić ile czasu zajmuje składanie życzeń przez 500 osób…na szczęście wina nie zabrakło. 

Każdy po złożeniu życzeń i wręczeniu koperty otrzymywał od młodych specjalną słodycz kserotigano – które swoim kształtem i dużą ilością miodu symbolizuje słodki krąg życia.

 

Na stołach pojawiło się Pilafi – jest to tradycyjne danie kuchni Kreteńskiej, podawane tylko na specjalne okazje. Jest to ryż gotowany w niezwykle aromatycznym i intensywnym bulionie z mięsa baraniny oraz jagnięciny, doprawione cytryną oraz masłem z mleka owczego. Jakkolwiek to nie brzmi – trzeba tego spróbować ponieważ odpowiednio przygotowane smakuje przepysznie.

Do tej pory było bardzo ładnie, smacznie, wesoło ale brakowało mi tego czegoś – czegoś wyjątkowego i chwile po zakończeniu składania życzeń rozpoczęło się prawdziwe Kreteńskie wesele!

 

Młodzi mężczyźni podzielili się na dwie grupy, korę stanęły naprzeciwko siebie. Złapali się za ramiona i zaczęli śpiewać. Był to śpiew bez muzyki, a pieśń nazywała się Rizitiko. Pomiędzy grupami świadek krążył z kubeczkiem i polewał każdemu odrobinę domowego wina. Warto zaznaczyć, że nie była to krótka przyśpiewka – to była długa pieśń, której kolejne zwrotki odśpiewywane były raz przez jedną raz przez drugą grupę mężczyzn. 

Następnie na scenie pojawił się kreteński zespół z tradycyjnymi instrumentami muzycznymi i rozpoczęła się zabawa! 

 

Taniec Haniotis, inaczej zwany jako Chanio Syrton -jest to tradycyjny taniec dla regionu Chania. Taniec liczy dwanaście kroków i rozpoczynają go mężczyźni. Tańczy się go w kole, z rękami założonymi na kształt litery W – wszyscy doskonale znali kroki i wyglądało to obłędnie. Po pierwszej rundzie tańca wybierany jest kolejny prowadzący, któremu wręcza się chustę. Następnie każdy kto chciał, mógł poprowadzić jedno kółko ale po zakończeniu swojego prowadzenia wyjmował z kieszeni gotówkę i rzucał w formie napiwku dla orkiestry. 

W międzyczasie na stołach uzupełniane było jedzenie, które może nie jest tak różnorodne jak w Polsce ale wynikać to może z tego, że jedzenie nie jest najistotniejszym punktem wesela. Na wesele wszyscy przyszli przede wszystkim tańczyć i się bawić – młodzi, starsi i dzieci. Pomimo tego, że cały czas na stołach uzupełniane było domowe wino oraz raki nie widziałem nikogo, kto wypiłby za dużo! Zabawa, zabawa i jeszcze raz zabawa. Kreteńczycy kolejny raz udowodnili nam jak dobrze, rodzinnie, w gronie wielu przyjaciół wszyscy potrafią się radować, śpiewać i tańczyć. Tradycje są przekazywane na kolejne pokolenia i nawet jeśli młodzi wprowadzają jakieś nowoczesne elementy to i tak tradycja jest dominująca w jedzeniu, w muzyce i w nastawieniu do drugiego człowieka, który jest ich przyjacielem.

Zapraszamy do obejrzenia naszego filmu, który znajduje się pod tym linkiem: -> Wesele na Krecie <-